Miłość do samego siebie bazą do tworzenia wszelkich innych zdrowych relacji
Miłość do samego siebie jest bazą do tworzenia wszelkich innych zdrowych relacji. Najpierw trzeba zbudować relację z samym sobą, by moc pójść dalej – budować relację z drugim człowiekiem.
Jakiś czas temu pod jednym z naszych postów na Instagramie jedna z osób zapytała mnie, czy nie jest też tak, że czasem jest na odwrót, tj. że relacja z drugim człowiekiem może nauczyć nas, albo przynajmniej pomóc, kochać samego siebie. W jednej ze swych książek Osho stwierdził, (oczywiście bardzo upraszczając), że albo miłość, albo rozwój osobisty. Dlaczego? Dlatego że zauroczenie drugim człowiekiem nas rozprasza, na jakiś czas odchodzimy od naszej rutyny, naszych rytuałów, od samych siebie. Pokochana osoba staje się epicentrum naszego życia. Punktem wyjścia zatem jest praca nad samym sobą, m.in. właśnie po to, by być gotowym, tj. wejść w relację w momencie, kiedy kochamy, akceptujemy samych siebie.
Żeby móc dać, najpierw trzeba to mieć. Żeby móc się podzielić, trzeba mieć czym się dzielić.
Trudno jest mieć wyrozumiałość do innych ludzi, do świata, jeśli nie mamy jej dla siebie. Trudno jest o cierpliwość, akceptację, przebaczenie względem innych, jeśli nie potrafimy dać tego sobie.
Oczywiście relacja z drugim człowiekiem może nam pomóc w akceptowaniu samego siebie, i w tym kontekście taka powinna być – zdrowa, świadoma relacja powinna rozwijać nas jako człowieka, a więc dmuchać w skrzydła naszego rozwoju osobistego. Jednak nie możemy oczekiwać, by ktoś poukładał nam nasze sprawy, uleczył rany, dziury, kompleksy. Nie można nikogo aż tak obciążać, nie można tego oczekiwać i nikt nie ma takiego obowiązku. Ostatecznie każdy odpowiada sam za siebie, i sam nad sobą powinien pracować.
Dlaczego miłość do siebie jest taka ważna? Dlatego, że bezpośrednio wpływa na jakość naszego życia. Miłość to akceptacja, szacunek, oparcie, wyrozumiałość, cierpliwość, wyznaczanie granic i strzeżenie ich, a w końcu miłość to troska. I ty jako jednostka masz obowiązek sobie to wszystko dać. Zatroszczyć się o siebie, wesprzeć, zmotywować, przytulić w gorszych momentach, wylizać razy, a czasami postawić do pionu i wziąć do ciężkiej pracy. Tym bardziej, jeśli twoje wewnętrzne dziecko którejś z tych wartości dostało w dzieciństwie za mało i cały czas usilnie się jej domaga. Jeśli dasz to sobie, to żyje ci się lepiej, łatwiej, po prostu przyjemniej. Masz bazę do tego, by rozwijać się na innych polach i eksplorować świat. W końcu potrafisz spojrzeć na drugiego człowieka z taką samą akceptacją i troską, jak patrzysz na siebie. Nie wchodzisz w relację wybrakowany i nie oczekujesz, że ktoś ci te deficyty wyrówna. Nie masz oczekiwań, więc nie spotykasz się z rozczarowaniem. Nie masz oczekiwań, więc nie narzucasz presji drugiej stronie, że jest ci coś winna. Widzisz? Tu już mamy jakość życia dwóch osób – ciebie i drugiej strony relacji.
Jeśli macie dzieci, twoja postawa wpływa bezpośrednio na nie. One cię obserwują, bacznie przypatrują twoim reakcjom i to na podstawie twoich ZACHOWAŃ tworzą bazę własnych nawyków. Widzisz, ile osób realnie korzysta na tym, kiedy jesteś pełny, poukładany?
Oczywiście rozwój osobisty i samoakceptacja to proces. To nasz nieustanny wysiłek, by regularnie wykonywać te wycieczkę w głąb siebie, zastanawiać się, analizować i wyciągać wnioski.
Gdybym miała komuś doradzić, kiedy jest najlepszy moment na to, by wejść w relację z drugim człowiekiem, powiedziałabym, ze właśnie w momencie, kiedy czujemy, że jesteśmy pogodzeni sami ze sobą. Tak jest najlepiej i pozwala uniknąć niepotrzebnych spięć, konfliktów, wzajemnych zranień.
Czy u nas tak było? Nie, było dokładnie odwrotnie. Poznaliśmy się, uciekliśmy w tę miłość i dopiero w momencie, kiedy poczuliśmy to nasycenie sobą i uczuciem, a jednocześnie doświadczyliśmy tego, że uczucie i relacja między nami to za mało, by odczuwać wewnętrzny spokój i szczęście zobaczyliśmy, że potrzeba nam pracy nad sobą. Oczywiście nie był to jednej moment, jeden błysk, gdzie wszystko stało się oczywiste, był to długi proces, który trwa do dziś i trwać będzie. Stopniowo pojawiały się książki, filmy, wywiady, ludzie – i to wszystko składało się na samorozwój i poznawanie samych siebie, na budzenie się naszej świadomości. Kiedyś doszliśmy do wniosku, że czytamy podobne treści, ale sięgamy po innych autorów. Dziś wymieniamy się książkami, podsyłamy sobie linki do różnych motywacyjnych, coachingowych treści, wywiadów, artykułów, podcastów.
Dziś jesteśmy mądrzejsi, dojrzalsi i wiemy, że nie da się budować świadomej relacji bez pracy na samym sobą. Nie da się rozwijać relacji z drugim człowiekiem, kiedy relacja z samym sobą kuleje.
To w nas i to od nas wszystko się zaczyna. Każda zmiana świata zaczyna się od nas samych.
Jeśli chcesz sobie pomóc, czujesz, że ci niewygodnie, ze coś nie gra, coś trzeba poukładać, zrozumieć – szukaj siebie.
Jak szukać siebie?
Książki, artykuły, wywiady, w których osoby dzielą się własnymi doświadczeniami, często też polecają książki, które im otworzyły oczy, naprowadziły na ścieżkę rozwoju, podcasty, terapia, grupa wsparcia, zadawanie sobie pytań, nawet tych bardzo podstawowych (nierzadko okazuje się, że nie potrafimy odpowiedzieć na pytania dotyczące tego, co lubimy, a czego nie, bo jesteśmy po prostu czyjąś projekcją – najczęściej rodziców), kontakt z ludźmi, kontakt z naturą, uprawianie sportu, kontakt ze sztuką – to wszystko sprawia, że wychodzimy z tego kokonu, odgruzowujemy własną duszę, odzieramy się z tych kolejnych warstw i masek, które przylgnęły do nas na różnych etapach naszego życia.
Szukać siebie i się nie poddawać. Bo ty i tylko ty jesteś osobą, która jest z tobą od samego początku do samego końca.