Miłość to wolność
Miłość to wolność. Nie nakazy, zakazy, kontrolowanie, ograniczenia, ciągłe pytania sprawdzające. W relacji pełnej takich zachowań, gdzie jest zaufanie? Czy w ogóle jest?
Dla mnie jest to zadziwiające, ale naprawdę wiele, jeśli nie zdecydowana większość par uważa (może nie tyle uważa i głosi to wprost, co po prostu tak funkcjonuje), że czymś normalnym, naturalnym jest wzajemna kontrola. On jej tam samej nie puści, ona zamknie drzwi, jeśli on do 23 nie pojawi się z powrotem w domu, albo jeśli nie będzie się legitymował co dwie godziny. Jaka to jest wolność, jakie poczucie swobody, samodecydowanie o sobie, jeśli ciągle czujemy czyjś oddech na karku?
Jestem święcie przekonana, że zdrowy związek to relacja pełna wolności. I nie chodzi mi tutaj o jakieś rozpasanie, brak hamulców, brak zasad. Życie bez zasad to życie w chaosie. Im lepiej mamy poukładane nasze życie wewnętrzne, tym jakość naszego życia wzrasta. Jeśli ustalimy zasady, jakimi będziemy się kierować w życiu, tym lepiej będziemy zorganizowani. Jednocześnie wzrasta nasza świadomość, przez co paradoksalnie mamy więcej wyrozumiałości dla siebie samych, dzięki czemu wiemy, że czasem po prostu coś się nie układa i nie jest to nasza wina. Dobrze zorganizowana firma ma swoje wewnętrzne procedury, ustaloną strategię, wie, w jakim kierunku zmierza i to jest właśnie nastawienie na rozwój. Wiesz, że cały czas jesteś w drodze i krok po kroku realizujesz swoje cele. Zasady i konsekwentne życie wedle tych zasad nie oznacza braku wolności. Oznacza trzymanie się planu.
Każdy człowiek jest odpowiedzialny sam za siebie (mówimy o dorosłych osobach; nie będę też tutaj wnikać w kwestie dotyczące ubezwłasnowolnienia), tak więc już z tego faktu można wyprowadzić wniosek, że nie musisz nikogo prosić o zgodę, bo chcesz gdzie wyjechać, chcesz się rozwijać itp. Jasne, że te kwestie należy wspólnie ustalać, dzielić się obowiązkami itd., natomiast czymś zupełnie innym jest wspólne ustalanie terminu wyjazdu, który odpowiada obu stronom, a czym innym jest pytanie o zgodę – „kochanie czy mogę pojechać z koleżankami / kolegami na weekend w góry?”). Kwestie wieku i możności decydowania o sobie samym poruszyłam nie bez powodu, bowiem dzieci, jako osoby niemające zdolności do czynności prawnych (od 13 r.ż. jest to ograniczona zdolność do czynności prawnych) nie mogą swobodnie decydować o sobie/ Dziecko w wieku szkolnym nie może jechać na wycieczkę szkolną, jeśli nie dostanie zgody rodzica. Widzicie podobieństwo?:)
Relacja partnerska to relacja równorzędna. Jej przeciwieństwem jest relacja podrzędna, jaka istnieje na linii rodzic-dziecko. Między partnerami nie ma potrzeby i nie jest zdrowe, by rezygnować z czegoś, najczęściej z siebie (jeśli rezygnujemy z urlopu, ze zrealizowania naszego marzenia, jakim jest np. skok ze spadochronu, albo ze zrobienia studiów podyplomowych, bo partner/mąż/ żona/ partnerka się „nie zgadza”, to w gruncie rzeczy rezygnujemy sami z siebie). W związku nie musimy się przecież we wszystkim zgadzać. Możemy mieć rożny stosunek do różnych rzeczy i możemy to akceptować. Nie jesteśmy identyczni i nasze niektóre poglądy mają prawo się różnić.
Miłość to wolność. Kocham cię i kocham siebie. Chcę być wolny i chcę decydować o sobie i takie samo prawo masz ty, jako moja partnerka. Wiem, że ja mam swoje potrzeby i ty również masz swoje potrzeby, być możne inne od moich. Nie chcę, by ktoś zabierał mi moje marzenia, więc nie chcę, by ktoś zabierał je tobie.
Szanuję cię, więc to z tobą ustalę termin mojego wyjazu/szkolenia/kursu i dopiero po rozmowie z tobą podejmę decyzję. Ufam ci, więc nie będę sprawdzał, czy to, co powiedziałaś jest prawdą.
Gro osób twierdzi, że jeśli partnerowi, zwłaszcza facetowi da się dużo wolności, to obróci się to przeciwko nam. Była naiwna, wierzyła mu, pozwalała na wszystko, nie pilnowała, to ją zdradził/oszukał/ukrywał coś przed nią. Ja uważam inaczej. Jeśli zdradził, oszukał, zataił coś itp. To nie świadczy to o mnie, ale o nim. To nie ja zawaliłam sprawę, że dałam mu zaufanie, tyko on zawalił sprawę i pokazał, że na moje zaufanie nie zasłużył.
Oczywiście nie zawsze jest to takie klarowne. Bardzo często w sytuacji kryzysu w relacji wina rozkłada się po obu stronach. Ciężko jest stwierdzić obiektywnie, kto w jakim stopniu zawiódł (nie robią tego też sądy w sprawach rozwodowych – w wyroku rozwodowym sąd orzeka, że wina leży po obu stronach, albo po jednej, sąd nie miarkuje, że powódka przyczyniła się do rozpadu małżeństwa w 30 %, natomiast pozwany w 70%). W sytuacji kryzysu nie należy zafiksowywać się na punkcie tej zdrady, kłamstwa itp. Często to wierzchołek góry lodowej. Zaczęło się dużo wcześniej i dużo bardziej niewinnie, ale nikt w porę nie reagował. Ludzie stają się sobie obcy nie z dnia na dzień, ale dzień po dniu.
Brak zaufania, ciągle kontrolowanie, sprawdzanie jest niezwykle wyczerpujące. Ciągle musisz być czujna, w gotowości. Nie możesz być spokojna i zrelaksowana w takiej sytuacji. Nie możesz swobodnie bawić się na jakiejś imprezie, spotkaniu większym gronie, bo kątem oka ciągle zerkasz gdzie jest, z kim rozmawia, co robi. Tracisz swoje tu i teraz, bo skupiona jesteś na nim.
Miłość to wolność i nie dam się przekonać, że jest choć trochę inaczej. Nie jestem naiwna. Jestem świadoma:)