Daj się pokochać dziewczyno!
Łatwo jest wpaść w pułapkę – wszystko chcę sama, a potem narzekam, jak bardzo jestem tym wszechogarnianiem zmęczona.
Z jednej strony narzekamy, ile spoczywa na nas obowiązków, a z drugiej nie chcemy przyjąć pomocy.
Z przeprowadzonych na grupie młodych matek badań wynika, że większość z nas uważa, że proszenie o pomoc w obowiązkach domowych, czy opiece nad dziećmi oznacza to, że sobie nie radzimy.
Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce” pisze, że jest taka część nas, którą można nazwać męczennicą. Robimy coś, sam fakt, że to MUSIMY zrobić powoduje w nas gniew, ostentacyjnie pokazujemy naszym bliskim, jak bardzo jesteśmy umęczone, po to, by na samym końcu im to wypomnieć, okraszając całość jakimś przytykiem. Jeśli zaczynamy dawać z siebie za dużo, to w którymś momencie to źródło się wyczerpie, a nam zacznie to sprawiać ból. Jak pisze Melody Beattie: „trzeba brać odpowiedzialność za to, co się robi, robić to, co się CHCE robić i zdawać sobie sprawę, że gdy postępujemy inaczej, irytujemy się i wpadamy w gniew”.
Jest coś takiego, jak trójkąt dramatyczny Karpmana. Termin ten jest owocem pracy i obserwacji Stephana B. Karpmana. Założył on, że osoby, które mają tendencję to wybawiania innych, martwienia się za innych, życiem dla i za innych, wpadają w ten sam schemat: najpierw wchodzą w rolę wybawiciela, potem prześladowcy, a na końcu stają się ofiarami. Już wyjaśniam, o co w tym dokładnie chodzi. Mianowicie, jeśli robimy coś za kogoś, jeśli na siebie bierzemy coś, co nie jest naszym obowiązkiem, naszym zmartwieniem, coś, co spoczywa na kimś innym i ten ktoś powinien sam zrobić to, bo do niego to należy, to właśnie w ten sposób wybawiamy ich od ich obowiązków i odpowiedzialności. Później jesteśmy źli na tę osobę, że „zmusiła” nas ona do tego, żebyśmy coś za nią zrobiły, po czym ta osoba, na skutek naszych negatywnych emocji, odbija piłeczkę i zaczyna atakować nas, przez co to my w efekcie stajemy się ofiarami. To nasze wybawianie jest więc w rzeczywistości destrukcyjną formą pomocy. Można spróbować ująć to w słowach – wybawiamy kogoś wtedy, kiedy chcemy pomóc za bardzo.
Oczywiście nie należy tego rozumieć skrajnie. Jeśli kogoś kochamy, jest nam ona bliski, normalnym, zupełnie naturalnym jest, że w jakiś sposób uczestniczymy w jego codzienności. Czym innym jednak jest zaoferowanie pomocy, bo mamy umiejętności, możliwości, czas, by dać swój wkład w cudze przedsięwzięcie, a czym innym jest branie odpowiedzialności za cudze myśli, uczucia, decyzje, powodzenie, rozwój, problemy – ogólnie mówiąc życie.
Możesz motywować męża, by zdrowo się odżywiał, by starał się prowadzić higieniczny tryb życia – unikał używek, niezdrowej żywności, biernego trybu życia, możesz zachęcać go do tego, by starał się wysypiać, ograniczył social media, czy ograniczył czas spędzany przed telewizorem, ale jeśli będziesz traktowała to w ramach sesji coachingowych, i co gorsza – nie będziesz widziała ich efektów,, to po pierwsze będziesz tym ogromnie zmęczona, pop drugie poczujesz w którymś momencie złość do męża, co – po trzecie – na pewno wpłynie na waszą relację.
Najlepszym sposobem jest wzięcie odpowiedzialności za SWOJE życie, skupienie się na sobie. Nie jesteś w stanie sprawić, by ktoś inny chciał postępować w określony sposób. Jeżeli chcesz kogoś realnie zmienić, to możesz to być tylko ty sama. Nad tym procesem masz pełną kontrolę, nie musisz się wściekać, wymuszać, szantażować – robisz to dla siebie. Jeśli ktoś inny będzie chciał tego samego dla siebie, zainspiruje się twoim sposobem życia.
„Przestańmy wybawiać innych. Przestańmy pozwalać innym, aby nas wybawiali. Bierzmy odpowiedzialność za samych siebie i pozwólmy na to samo innym. Bez względu na to, czy zmienimy nasze postawy, zachowania, otoczenie, czy sposób myślenia, najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest odrzucenie roli ofiary”.
Melody Beattie
Pozwolenie pokochania siebie to nie tylko otworzenie się na pomoc od innych, przyjęcie jej, zaprzestanie postrzegania w kategoriach słabości. Pokochanie siebie to poznanie swojej wartości, bez oczekiwania ciągłego potwierdzania jej przez innych. Nie musimy pytać, czy jesteśmy mądre, piękne, ambitne, dzielne itp. Sama musisz znać swoją wartość. Wtedy nie ma takiej mocy, że ktoś pozbawi cię tego szacunku do samej siebie, tej godności, wiary w siebie. Będziesz świadoma siebie.
To oczywiście proces, rozwijamy się całe życie, ale kiedyś trzeba zacząć.
Pamiętaj, że to twoje życie i masz w swoich rękach prawdziwy skarb! Doceń siebie, uśmiechnij się do samej siebie, jeśli coś ci przeszkadza – pracuj nad tym, ale nie dąż do perfekcji. Ta nie istnieje.
Mów „nie”, kiedy tak myślisz i czujesz, przestań odgadywać oczekiwania innych i zwalcz tę przemożną chęć dogadzania wszystkim wokół.
Zawsze jest dobry moment, żeby zacząć. 🙂