Dlaczego zakochanie się kończy?
Najpierw są motyle w brzuchu, zauroczenie, koktajl hormonalny, który sprawia, że unosimy się nad ziemią. Nie możemy spać, nie możemy jeść, nie możemy się skupić, jednym słowem – głupawka. Często mówi się, że to wielka szkoda, kiedy ten stan przemija. A ja sobie właśnie myślę, że niekoniecznie. No bo czy ja wiem, czy to tak fajnie byłoby cały czas być na takim haju? Takim odłączonym, oderwanym od rzeczywistości?
To, że ten etap mija, jest faktem. To normalny, naturalny i (uwaga) pożądany proces. Dlaczego? Dlatego, że tylko wtedy, kiedy ten etap w związku przeminie, może pojawić się następny. Czyli mija zauroczenie, i dosłownie ustępuje miejsca MIŁOŚCI. Wtedy zaczynamy nieco baczniejszym okiem przyglądać się naszemu partnerowi, nieco bardziej wytężamy słuch, żeby w pełni usłyszeć nie tylko to, co mówi, ale też by być może dostrzec jego intencje. Zaczynamy patrzeć po prostu na całą „sprawę” trzeźwiej, oceniamy sytuację rozsądniej.
Psychologiczne poradniki podają, że ten etap trwa średnio od 3 miesięcy do 2 lat. Jednak rzadko kiedy ktoś jest w fazie zakochania przez 2 lata. Bo choć zakochanie jest fenomenalne, jedyne w swoim rodzaju, (i nie chciałabym go demonizować), to jest też wyczerpujące. Ileż można w końcu nie spać, nie jeść, nie myśleć 😀
Ustępujące zakochanie robi miejsce czemuś nowemu – miłości, przyjaźni, bliskości emocjonalnej. Tak naprawdę wtedy zaczynają się poważne rozmowy. Interesują nas nasze wartości, cele, marzenia, plany, priorytety. I im starsi jesteśmy, tym rozmowy te są dla nas ważniejsze. Inaczej wyglądają rozmowy 20 a inaczej 30-latków. To zupełnie normalne, i – dla jasności – żadne nie są tu gorsze, czy lepsze. Są po prostu inne. Natomiast w późniejszym okresie życia priorytetem stają się właśnie wartości, a nie te powierzchowne rzeczy. Przynajmniej tak to powinno (w moim mniemaniu) wyglądać.
Nie ma sensu się dąsać, że zakochanie przeminęło. Trzeba doceniać każdy etap naszego związku. Przyjaźń to wspaniała rzecz, a przyjaźń w związku to podwójna radość. Kochać się nawzajem i przyjaźnić to prawdopodobnie recepta na udany i trwały związek. Bo miłość to także namiętność, a przyjaźń to zrozumienie i wsparcie. W jednej książce przeczytałam, że kiedy autorka tej książki słyszy zdanie: „bo my się z mężem przyjaźnimy”, to wie, że ten związek ma duże szanse przerwać.
Trzeba jednak szczerze przyznać, że i zakochanie, i miłość, i ten czas na rozmowy, to są fajne, przyjemne etapy. Ale są jeszcze inne, takie jak kryzysy, które niosą ze sobą oddalenie, wzajemne niezrozumienie, poczucie osamotnienia, rozczarowanie. I, jeśli oczywiście mieszczą się one w granicach nazwijmy to normy, to to jest ok. W związku są lepsze i gorsze momenty. Górki i dołki. Ważne jednak, by nie była to wielka sinusoida, gdzie jest albo Mont Everest, albo Rów Mariański. To powinno być w miarę wypośrodkowane. Nie po to, by było względnie dobrze i dzieci, czy też sąsiedzi nie słyszeli awantur, (co nawiasem mówiąc też jest przecież ważne, a już na pewno kiedy mowa o dzieciach), niemniej najważniejsze jest to, by zachować pewien balans w życiu, dbać o swoją energię i swoje zdrowie psychiczne. Takie ciągłe zwroty akcji, niepewność, co będzie jutro, wielkie rozstania i spektakularne powroty nie są czymś normalnym, zwyczajnym, ani dla nas dobrym. To rozregulowuje bardziej, niż stan zakochania.
Czasem dzieje się też tak, ze mimo zakochania, zauroczenia, od razu pojawiają się zgrzyty, jakieś nieporozumienia, duże dzielące nas różnice, czy takie problemy z komunikacją, że nie zdążymy przejść do następnego etapu, jakim jest miłość. Czasem też wygląda to tak, że zakochanie się kończy, i dla ludzi jest to taki przeskok, taka nuda, taki brak stymulacji, że postanawiają się rozstać. NIe dają nawet szansy na to, by to prawdziwe uczucie, jakim jest miłość się pojawiło i miało szansę się rozwinąć. Jeśli ta sytuacja jest dla danej osoby typowa, tj. pojawia się systematycznie, niezależnie od tego, z kim się zwiążemy, to warto się nad tym głębiej zastanowić. Być może wynika to z jakiegoś lęku związanego z wejściem w głębszą relację, z lęku przed przywiązaniem.
Podsumowując, warto zapamiętać, że zakochanie jest to etap, i to całkiem krótki. To, że się kończy, wcale nie jest stratą, ale tak naprawdę początkiem. I to czegoś zupełnie pięknego.